Takie okładki nigdy nie zdobiły płyt. A szkoda, bo niektóre są lepsze od oryginałów. Nie wiadomo w jakim nakładzie sprzedałyby się te albumy, gdyby ich twórcy poszli po rozum do głowy i umieścili na nich słodkie kociaki…
Oryginalny jak David Bowie
Kocie harce przeplatają się z momentami nieodpartej senności. Podobnie jak gatunki muzyczne mieszają się w twórczości Davida Bowiego, którego na okładce zastąpił biały kociak.
Aladdin Sane, David Bowie, 1973
The Beatles dają głos
Gdyby Beatelsi byli tak słodcy, jak te kociaki, fanki mdlałyby dwa razy częściej. O ile byłoby to możliwe, bo i tak mdlały na potęgę… Kto zgadnie, który kociak jest którym Beatlesem?
Let it be, The Beatles, 1970
Radiohead jak miód
Ta płyta to debiut grającej alternatywną muzykę grupy. Początkowo krytycy nie przywiązali uwagi do tej produkcji. Bo nie było kota na okładce!
Pablo Honey, Radiohead, 1993
Kiss
Mimo nazwy, mało kto miałby ochotę wycałować muzyków tej grupy. Inaczej ma się rzecz z tymi kotkami. Nawet rockowy makijaż nie zniechęci do tych słodkich mordek.
Kiss, debiutancki album grupy Kiss, 1973
Nirvana po kociemu
Nie próbujcie odtwarzać tego zdjęcia w domu! To, że niemowlęta czują się w wodzie świetnie, nie znaczy, że kotki również. Słynna okładka grunge’owej płyty z kotem w tle…
Nevermind, Nirvana, 1991